Za oknem
Tą małą bubę pierwszy raz fotografowałam, go była jeszcze w brzuchu swojej mamy. Potem były nasze kolejne spotkania, sesja noworodkowa, chrzciny, inne okoliczności… Jestem bardzo szczęśliwa, że otrzymałam tak duży kredyt zaufania od jej rodziców, by stać się ich „rodzinnym” fotografem :) Każde nasze spotkanie jest inne, na każdym mała buba coraz bardziej przestaje być mała i na moich oczach wyrasta z niej dziewczynka. Już niedługo będzie miała 1 rok. I kolejna okazja do zrobienia zdjęć i zachowania tych chwil na dłużej - w pamięci i w albumie fotograficznym :)
Magic hour
Magic hour, zwana też złotą godziną, to upragniona przez fotografów pora na zdjęcia. Tylko jak ją złapać? My wzięliśmy lornetkę, wędkę, siatkę na motyle i …udało się schwytać :P
Trzeba przyznać, że zdjęcia o tej porze wychodzą naprawdę magicznie. Zaraz po wschodzie lub tuż przed zachodem słońca, światło faktycznie ma złoty odcień. Co więcej, czas trwania złotej godziny jest różny i zależny od szerokości geograficznej. Dla przykładu fotograf z Ekwadoru, znajdujący się przy równiku, może liczyć zaledwie na kilka minut „magic hour”, ale już miłośnik fotografii z północnej Szwecji będzie mógł się nacieszyć złotym światłem znacznie dłużej niż godzinę :) Na naszej szerokości geograficznej Słońce jest bardzo łaskawe i daje nam całe 40 minut swojego najbardziej złocistego odcienia. Nic, tylko fotografować ;)
Co w trawie piszczy
Odpowiedź jest prosta: mama i córka ;)
Patrząc na M. widzę, że dla niej nie ma nic piękniejszego i głębszego, niż miłość do dziecka.
Wiem, że te zdjęcia sprawiły jej olbrzymią przyjemność, jak sama z resztą napisała: "te zdjęcia są dla mnie bardzo wzruszające. Te wszystkie jej minki znam na pamięć, cieszę się, że zostały uwiecznione i będę mogła do nich wracać. Werciu, dziękuję Ci ogromnie!"
Bardzo Was zapraszam i zachęcam - sprawcie najbliższym prezent w postaci cudownych zdjęć, to pamiątka na całe życie. Może być z okazji, ale też bez okazji, tak by pamiętać, tak by sprawić radość, wzruszyć, wywoływać uśmiech...
Ten moment
Jeden z wybitnych francuskich fotografów Henri Cartier-Bresson powiedział kiedyś słowa o „decydującym momencie” w fotografii. Ta chwila, która jest połączeniem wiedzy, techniki, formy i intuicji. Ten moment w jakiś sposób wykracza poza codzienność i odkrywa coś z prawdziwej natury życia.
Jego słowa wróciły do mnie, gdy oglądałam zdjęcia z sesji jesiennej, którą zrobiłam niedawno. Dwa zdjęcia, które uwielbiam
i z których jestem bardzo dumna. Spojrzenie. Czułość. Akceptacja. Miłość.
Bardzo mnie te zdjęcia poruszają. Myślę sobie, że jednak jestem prawdziwą szczęściarą, że mogę doświadczać takich momentów w swojej pracy i być cichym obserwatorem naprawdę wzruszających i pięknych momentów w relacjach między ludźmi.
Maks
Tej jesieni udało mi się zrobić kilka sesji w plenerze, z których jestem zadowolona. Zagrało wszystko, pogoda, kolory, nastój, emojce. Wspominam te spotkania niesamowicie ciepło i miło. Chciałabym Wam pokazać kilka zdjeć z każdej z tych sesji. Ale first things first :) Maksio. Uśmiech godnił uśmiech a my goniłyśmy za Maksem, bo zaledwie kilka dni wcześniej postawił swoje pierwsze kroki.
Mini sesję w plenerze robiliśmy na początku października. W tym roku jesień zdecydowanie rozpieszczala fotograficznie :)